Wieś, praca, religia, rodzina – Autor w książce „Widnokrąg” oddaje hołd tym wartościom. Przedstawia trudny czas drugiej wojny światowej i komunizmu z perspektywy dorastającego chłopca, który z biegiem lat coraz bardziej poznaje świat i uczy się go rozumieć.
W książce „Widnokrąg” dostrzegalne są podobieństwa do „Ucha Igielnego” (o którym pisałam całkiem niedawno tu http://mojadrogado.pl/wp-admin/term.php?taxonomy=category&tag_ID=6&post_type=post ). Historia Piotra została przedstawiona z perspektywy chłopca i jest przeplatana ze wspomnieniami tego już dorosłego, który po latach, wraz ze swoim synem odwiedza stare rodzinne kąty.
Rodzina
Mały Piotr mieszkał przez pewien czas w rodzinnym domu swoich dziadków. W tym domu mieszkają trzy pokolenia: dziadkowie, rodzice Piotra, Piotrek, dwaj bracia matki i ich żony. Czytelnik już po kilku stronach książki przenosi się do tego domu i czuje się, jakby to on sam przygotowywał obiad dla wyjątkowo licznej rodziny, wychodził w pole czy zajmował się obejściem. Duża rodzina to liczne rozmowy, ale też i kłótnie. Członkowie rodziny wspólnie zajmują się domem, dzielą się obowiązkami, martwią się o kolejne dni i dzielą troski i radości.
Sporą część młodego życia Piotr mieszkał też w Rybitwach – miejscowości, do której później przeprowadza się z rodzicami.
Mama
Dużą rolę w życiu Piotrka odegrała jego Mama. Ze względu na to, że ojciec miał poważne problemy z sercem, to ona w zasadzie była głową rodziny. Właśnie na niej spoczywała odpowiedzialność za losy całej trójki.
W książce co rusz są odniesienia do mamy, jej przemyślenia, zwyczaje, nawyki i wypowiedzi. Była bardzo gadatliwą i roztargnioną osobą o wielkim sercu. Chciała pomóc każdemu i we wszystkim, poświęcała na to masę czasu i energii. Nie chcę zepsuć przyjemności odkrywania tej postaci podczas lektury książki. Przytoczę więc tylko fragmenty o jej zwyczaju gromadzenia przepisów, które idealnie ją obrazują:
„Zapisywała te przepisy już nie tylko w zeszycie, lecz i na pojedynczych kartkach, na skrawkach gazet, na kawałkach torebek po zakupach, na kartkach z kalendarza […]. Na kartce z widokiem Akropolu, którą przysłał jej Paweł z wycieczki do Grecji, między jego rozstrzelonymi słowami, „Kochana Babciu, przesyłam Ci najpiękniejsze pozdrowienia z kraju Apollina, całuję Twoje ręce, Paweł”, wpisała: dwie szklanki mąki, cztery jajka, ćwierć masła, rodzynki, migdały, żółtka ubić osobno…”. „Te przepisy stanowiły jej dumę, tym bardziej, że zapewniały jej uznanie wśród znajomych, które niejednokrotnie w potrzebie zwracały się do matki […] głosząc chwałę […], że nawet książka kucharska nie może się równać z jej przepisami”.
Panny Ponckie
Panny Ponckie to kolejne ważne osoby w życiu Piotrka. Gdy jego rodzina przeprowadziła się do Rybitw, wynajmowali mieszkanie na parterze, a nad nimi mieszkały właśnie Ewelina i Róża. Zdecydowanie wyróżniały się na tle w większości bezbarwnych osób zamieszkujących tą miejscowość. Były nierozłączne. Były bogate, ale jednocześnie tym bogactwem dzieliły się z potrzebującymi. Panny Ponckie wciąż były odwiedzane przez licznych gości, a czas spędzały głównie na słuchaniu tang i strojeniu się. Skąd miały na to wszystko pieniądze? Tego nie wyjawię! 🙂 Matka czasem narzekała na nie, ale bardzo je polubiła i z wzajemnością. A one polubiły również Piotrka. I tu warto przytoczyć fragment książki, jak panny uczą Piotrka tańczyć tango:
„Teraz proszę podejść, panie Piotrze. Ale miękkim krokiem, nie jak rekrut. […] Teraz proszę się ukłonić, tak, nie samą głową, także w plecach troszeczkę się przygiąć. Ukłon powinien być łagodniejszy, nie taki dziarski. Niech pan pamięta, że tango zaczyna się od ukłonu. I zawsze proszę patrzeć prosto w oczy. A w oczach powinno być lekkie zamglenie, nie uśmiech. Na uśmiech przyjdzie jeszcze czas. […] I ujmuje pan moją dłoń swoją dłonią od spodu, lecz podnosi ją pan najwyżej do tej wysokości. Wtedy schyla pan głowę i przytula pan do swoich warg. Delikatnie, żeby ledwo dotknęły. […] Tango zaczyna się tu, gdzie pan stanął i gdzie ja do pana wstaję”.
Rewolucja
Czytelnik towarzyszy Piotrkowi w najróżniejszych momentach jego życia, między innymi trafia nawet na partyjne zgromadzenie. Zatłoczona, przyciemniona sala, poza którą deszcz lał strumieniami, zdaje się robić na Piotrku olbrzymie wrażenie. Na tym spotkaniu, na które Piotr trafia trochę z przypadku, kończy się jego doświadczenie z tym tematem.
Warto tu przytoczyć fragment opisuje przemówienia jednego z „towarzyszy”, które jest opisane wyjątkowo obrazowym językiem: t „Wyciągnąwszy prawą rękę w górę, komuś tam wygrażał wskazującym palcem, kogoś tam odpychał rozprostowaną dłonią, kogoś w puch rozbijał zaciśniętą pięścią. Niczym na rozpostartych skrzydłach niósł go wicher rewolucji. W tym rewolucyjnym pędzie trącił w pewnej chwili żarówkę, wiszącą tuż nad jego głową […]. Ów wicher rewolucji, z początku złudny niby orzeźwiający zefirek, muskający zdania li tylko dla ochłody, teraz obnażał ukrytą moc, targając zdaniami, a niektóre wręcz wyrywając z korzeniami”. „[…] Zdania zdawały się wybuchać pociskami, bombami, waliły się jak mury, spływały krwią. […] Zresztą przysiągłbym, że czuć było swąd prochu na sali. Nawet ta wielka jaskrawa żarówka zasnuła się dymem […]”.
Piękno
Autor, poprzez postać nauczyciela Piotra, do którego chłopiec przez pewien czas chodził na prywatne lekcje, gdy już mieszka w Rybitwach, dostrzega piękno w najdrobniejszych sytuacjach. Nauczyciel próbował zarazić swoim podejściem Piotra mówiąc mu: „Popatrz na ten sad. Widzisz, jak gęsto w nim od słońca? Jakby to słońce szło między drzewami po ziemi.”. Podczas wycieczki do pobliskiego kościoła tłumaczy Piotrowi „[…] Ale tak to zawsze z pięknem jest, że skazane jest na naszą łaskę. Nie umie się samo bronić, milczy i jedynie gdzieś w środku goreje. I może tak milczące goreć przez wieki, niezauważone, zadeptywane, póki ktoś nie dojrzy w nim swojej nadziei i swojej rozpaczy, komu wypełni pustkę życia”.
Sam Piotr też dostrzega wiele, choć ubrać w słowa potrafi to dopiero później. „Miało się wrażenie, że wystarczy wyciągnąć tę rękę przed siebie, ponad tą jaskrawozieloną dolinę, a z łatwością da się pogładzić jakby wylegującego się w słońcu kota po sierści, ten kwitnący sad po czubkach drzew […]”. Tłumaczy zresztą dlaczego dopiero później. „Niewiele jeszcze było wtedy we mnie słów, może właśnie tyle, że się urodziłem, gdzie, kiedy. Słowa przecież rosną dopiero w człowieku razem z nim. Wytapiają się jak z rudy z jego trosk, udręk, cierpień, łez. Nikt nie otrzymuje ich w darze tylko dlatego, że się urodził, gdzie, kiedy. Ceną słów jest nasz los”.
Bóg
Autor opisuje rodzinę Piotrka, sąsiadów i mieszkańców wsi jako ludzi pobożnych. „Widnokrąg” to sporo odniesień do religii i dużo wątków nawiązujących do Boga w licznych rozmowach i przemyśleniach. Widać przez nie, że ludzie starają się Boga zrozumieć, a wręcz spersonifikować. Bardzo obrazowo przedstawił to burmistrz podczas pogawędki z wujkiem Piotrka: „[…] Spójrz nie z ziemi w niebo, ale z nieba na ziemię. Co stamtąd widzisz, mrowie? A myślisz, że Bóg co widzi? Bóg to tylko inna perspektywa. A tym wszystkich głupcom się wydaje, że i jego widzi, i jego, i każdego z osobna. A On gdyby chciał każdego z osobna, zagubiłby się w tym wszystkim. Tym bardziej że to mrowie jak puls bije, koci się, zdycha i różne tam takie.”
Albo właśnie sam wujek Władek, który ze względu na choleryczną naturę jest postacią niezwykle barwną. „Bóg pewnie tak samo wolałby z masłem czy z kiełbasą, nie sam. By zresztą wziął kosę do rąk, widzielibyśmy, czy o samym chlebie do pół staja by dokosił. Bóg jak człowiek, umarł jak człowiek, to i zjeść musi wedle roboty. Napracuje się i on z tym światem nie gorzej niż przy żniwie.”
Piotr jako syn
„Widnokrąg” opisuje różnice między pokoleniami. Tak jak w „Uchu Igielnym”, Autor stawia tezę, że poszczególne pokolenia różnią się między sobą. Jednocześnie zapewnia, że dialog między nimi jest możliwy. Jednak „Widnokrąg” to raczej relacje członków rodziny, niż po prostu porównanie młodych i starych.
Piotr jako dziecko i jako dorosły ma inne pole widzenia. Z perspektywy dziecka inaczej myśli o swoich rodzicach niż po latach. W dzieciństwie wściekał się, gdy rodzice czegoś od niego chcieli. Jednak po latach miło wspomina bitewne opowieści ojca i nieco namolną troskę jego mamy.
Dopiero po czasie zauważa, jak niecierpliwy był, gdy prowadził chorego na serce ojca po schodach do lekarza. „Nigdy bym wtedy nie przypuszczał, że taka męka wiedzie od schodka do schodka. […] Widziałem tylko swoją [twarz], naburmuszoną jak zawsze, gdy go musiałem prowadzić po tych schodach do lekarza”. „Naturą schodów jest ludzkie zmęczenie”.
Piotr jako ojciec
Piotr jako ojciec dostrzega, że i jego syna Pawła dotyczy ta zależność. Zauważa, że Paweł „nic nie odpowiedział, lecz pewnie poczytał moje słowa za objaw dziwactwa […]. Od jakiegoś czasu nie mogłem się pozbyć wobec niego stale towarzyszącej mi podejrzliwości, że wszystko, co powiem, brzmi dla niego jak dziwactwo, co pewnie było znakiem, że powoli ustala się między nami ta ledwo widoczna, lecz coraz bardziej nieprzekraczalna granica, broniąca nas przed sobą, a ściślej mówiąc, jego przede mną. Może nawet już zakreślająca jego własny widnokrąg, mający niewiele wspólnego z tym miejscem na wzgórzu […]”.
Widnokrąg i jego środek
Dorosłego już Piotra, który odwiedza stary dom dziadków, dręczą różne wątpliwości. Piękne i mądre słowa świadczą o tym, że miejsce, z którego się pochodzi i dom, w którym się wychowało, to baza, która wciąż w nas jest. „[…] Ów lęk, który mnie z czasem zaczął nawiedzać z każdymi kolejnymi odwiedzinami i który powodował, że coraz rzadziej ich odwiedzałem, popadając jak gdyby w zobojętnienie, miał swoją przyczynę właśnie w tym, że zbliżałem się coraz bardziej do zrozumienia, że to jest właśnie to miejsce. Być może, poszukiwałem nawet tego miejsca i zarazem broniłem się przed jego odkryciem, przeczuwając, że nie da się nigdy z niego uciec ani zastąpić żadnym innym, bo gdziekolwiek jesteśmy, to miejsce jest w nas. I nie jako pamięć czy sumienie, lecz jako los, bo los to wyznaczona ci z mocy grobów przestrzeń„. „I chyba […] zrozumiałem, że właściwie to nigdy nie opuściłem tego miejsca. Bo choć to ich groby, to mój znak, gdzie jestem. A kto wie nawet, czy to nie tu jest środek mojego widnokręgu […].”
Podsumowanie
„Widnokrąg” przenosi Czytelnika w świat, w którym rodzina, przyjaźń i umiłowanie przyrody i pracy stoją na pierwszym miejscu. Pomimo, że opisana historia dzieje się w czasach II wojny światowej i komunizmu, jest ona ponadczasowa. Liczne mądre przemyślenia nadają tej historii piękną oprawę. To lektura obowiązkowa dla każdego!