„Maria i Magdalena” to pełne humoru i sarkazmu wspomnienia Magdaleny Samozwaniec z z czasów dzieciństwa i młodości w rodzinie Kossaków. Ważną rolę w jej wspomnieniach ma jej siostra, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.
Podczas lektury tej książki warto mieć na uwadze to, że siostry były wychowane w prawdopodobnie najbogatszej i najbardziej szanowanej rodzinie wśród Polaków. Dziadek dziewczynek i ich ojciec byli znanymi malarzami, a w zasadzie w każdym pokoleniu wyrastały kolejne poetki i kolejni pisarze i malarze. Prawdopodobnie w związku z tym narrator w „Marii i Magdalenie” jest trzecioosobowy (chociaż to własne wspomnienia Autorki). Zapewne nie chciała, aby ktoś zarzucił jej próżność, a jednocześnie chciała przekazać czytelnikom szczegóły jej fascynującego życia.
Dobrobyt
Lata przedwojenne i czasy wojny w ubiegłym wieku były dla nich zupełnie inne niż dla przeciętnego zjadacza chleba. Pomimo licznych długów, rodzinie starczało pieniędzy na wiele przyjemności. Siostry, elegantki, nie musiały się martwić o byt, gdyż zwłaszcza na nich ojciec nie oszczędzał.
Znajomość świata przez siostry była bardzo okrojone. Nie wynikało to jednak z ich wyboru, a raczej z surowego wychowania połaczonego z wręcz przymusem ukierunkowanego rozwoju godnym rodzinny Kossaków. Siostry, tak jak większość (jeśli nie wszystkie) kobiet, nie interesowały się polityką i sprawami bieżącymi w kraju. Wojna była dla nich wyłącznie utrudnieniem, nie zdawały sobie sprawy z warunków, w jakich bytowali ludzie. Z kolei z drugiej strony w każdym członku rodziny próbowano doszukać się talentów, które po wyłowieniu były regularnie i intensywnie rozwijane. Malarstwo, pisarstwo były dumą i chlubą rodziny.
U obydwóch sióstr zauważalne były dobre i empatyczne odruchy w dzieciństwie. Jednak były one skutecznie tłamszone przez panujące w ich domu reguły wychowania. Pewnego razu jedna z sióstr namówiła drugą, aby oddać ich stare i niepotrzebne zabawki biednym dzieciom mieszkającym w okolicy. Jednak ostatecznie nie uzyskały pozwolenia od rodziców i zaniechały próby bratania się z biedniejsza częścią narodu.
Dwa jabłka z tej samej jabłoni?
Dziewczęta miały nietypowe dzieciństwo. Z jednej strony było naznaczone surowym wychowaniem. Jednak z drugiej miały mnóstwo czasu na rozwijanie swoich literackich zdolności i żyły w bliskości z naturą. Wiele podróżowały jak na osoby żyjące w tamtych czasach. Razem z nimi Czytelnicy poznają chociażby Kraków, Warszawę, Zakopane i Świnoujście (wtedy Swinemunde) z tamtych lat. Regularnie w tych miastach bawiła się śmietanka towarzyska. Często przypominało mi to imprezy tych, obecnych celebrytów. Jedziemy z nimi też do Turcji, Rumunii i Francji, które wyglądały wtedy zupełnie inaczej niż obecnie.
Razem z nimi przeżywamy ich pierwsze miłości, zakochujemy się i rozstajemy. Poznajemy najróżniejsze osoby z tamtejszych wyższych sfer i wybieramy się na liczne przyjecia i wydarzenia kulturalne.
Siostry, choć mają takie samo wychowanie, sa zupełnie różne jeśli chodzi o charakter, wybraną drogę życiową i podejście do otaczającego świata. Maria, bardziej „eteryczna nimfa”, pisze wiersze i maluje. Magdalena z kolei odnalazła się w satyrze. Pomimo częstych różnic w opiniach, kłótni i sprzeczek, siostry kochają się nad życie. Są jak dwa jabłka z tej samej jabłoni, które jednak spadły daleko od siebie (parafraza słów Autorki).
Nowoczesność
Pod pewnymi względami siostry wyprzedzały swoją epokę i były, jak na tamte czasy, nowoczesne. Obydwie nie przepadały za dziećmi i planowały ich nie mieć. Nie poprzestały na pierwszych małżeństwach szukając wytrwale miłości. Zestawiając to z wychowaniem i panującymi obyczajami, nastawienie sióstr było odważne.
Niestety raz po raz „nadziewały się” na ograniczenia. Kobiety z ich sfer nie pracowały, w związku z tym nie miały własnych funduszy. A to powodowało z kolei, że były uzależnione od rodziców, bądź męża. Szczególnie dla Magdaleny było to wyjątkowo upokarzające i motywowało ją do regularnego i częstego pisania by w końcu móc na tym zarabiać.
Małżeństwo czy/i miłość?
Kwestią regularnie powracającą był pewien „przymus” małżeństwa. Kobiety, które odpowiednio wcześnie nie wyszły za mąż, uznawano za dziwaczki. Przed takimi kobietami przestrzegano młode dziewczęta, które przerażone nie chciały pójść w ich ślady. Jednak i wśród nich pojawiała się myśl, czy małżeństwo z pierwszym lepszym czlowiekiem na pewno jest dobrym pomysłem. Przed starymi pannami regularnie przestrzegano w szkołach, kościele, rodzinie, straszono, że są lunatyczkami.
Magda i Maria również były wychowywane w taki sposób. Jednocześnie obserwowały liczne romanse swojego ojca, na które wszyscy zdawali się przymykać oko, bądź traktować to jako coś zupełnie oczywistego. Jednak miały to szczęście, że ich rodzice, pomimo regularnego załamywania rąk nad córkami, byli raczej tolerancyjni i cierpliwi.
Tak jak w każdych czasach, także i wtedy zderzało się nowoczesne podejście młodszych z tradycją i wychowaniem starszych. Także i w tym przypadku nie bylo w tym nic nadzwyczajnego.
Presja
Wydaje mi się, że przynależność do takiej rodziny, która tak wielkimi literami zapisała się na kartach kultury polskiej, musiało być wyjątkowo stresujące. Niestety z tego, co zdążyłam się dowiedzieć, czytając w Internecie najróżniejsze artykuły i wywiady na temat rodziny Kossaków, nie wszyscy byli na tyle odporni psychicznie, by wytrzymać taką presję.
Z całego rodu Kossaków wyjątkowo ciekawą postacią wydaje mi się Simona Kossak bratanica Marii i Magdaleny. Ta outsiderka nie zaznała miłości i zrozumienia wśród ludzi. W związku z tym postanowiła wyrwać się z osławionej Kossakówki do Białowieskiego Parku Narodowego i żyć wśród zwierząt w starej leśniczówce. Nie ma o niej mowy w „Marii i Magdalenie”, jednak jej historia na tyle skradła moje serce i zachęciła do lektury książki o niej samej, że uznałam, że warto tu o tym wspomnieć.
Podsumowanie
Magdalena Samozwaniec napisała „Marię i Magdalenę” bardzo przystępnym i prostym językiem z nutką humoru i sarkazmu. W końcu nie na darmo zyskała przydomek „polskiej królowej sarkazmu”.
Moim zdaniem warto zapoznać się z książką opisującą życie ówczesnej polskiej elity. Były to czasy nie tylko odległe dziejowo (mniej więcej sto lat temu), jak i również kulturalnie czy światopoglądowo. Świat był inny, inne były problemy i inaczej wyglądała codzienność. Jednak miło dostrzec, że nawet w rodzinie Kossaków zdarzały się sytuacje podobne do naszych ówczesnych.
Jestem w trakcie czytania „Zalotnicy niebieskiej”, w której Magdalena Samozwaniec wspomina swoją siostrę Marię. Przyznaję, że część informacji z tej książki pokrywa się z tymi z „Marii i Magdaleny”, jednak zupełnie nie przeszkadza mi to w czytaniu.