„Dom z liści” to opowieść o walce z przeznaczeniem i psychiczną pustką w formie historii pełnego wyrzutów sumienia fotoreportera Navidsona i zagubionego Wagabundy.
„Dom z liści” to jedna z najbardziej tajemniczych i nietypowych książek, z jakimi miałam okazję się zetknąć. Chociaż zetknąć to kiepskie słowo – przecież ze względu na jej długość (osiemset stron!!) w zasadzie to już zdążyłam się z tą książką zaprzyjaźnić. Co prawda trochę czasu na nią poświęciłam, ale zupełnie nie żałuję!
„Dom z liści” to horror, thriller i powieść obyczajowa w jednym z elementami naukowymi, czyli kompletna mieszanka. Są tu zarówno trzymające w napięciu momenty, jak i teorie naukowe. Poza tym pojawiają się wciągające opisy psychiki bohaterów, jak i pozbawione emocji, iście reportażowe opisy wydarzeń. Jest tu też bogata szata graficzna, czyli zarówno masa przypisów, dopisków, załączników i wszelkie inne „urozmaicenia”, które potęgują skomplikowanie historii. Warto zaznaczyć, że przez to skomplikowanie Czytelnik przedziera się z wielką przyjemnością, odkrywając kolejne wątki w historii.
Przez jednych jest uznawana za arcydzieło, a przez innych – za objaw przekombinowania i przerostu formy nad treścią. Moim zdaniem książka jest naprawdę dobra. Jest „niepospolicie oryginalna” – te słowa z portalu lubimyczytac.pl idealnie przedstawiają tę książkę.
Johny Wagabunda
Tuż na początku poznajemy Wagabundę. Johny pracuje w salonie tatuażu i ma przyjaciela Lude’a, z którym często chodzi na ostro zakrapiane imprezy. Johny żyje z dnia na dzień nie martwiąc się zbytnio o cokolwiek. Jego życie jest przepełnione narkotykami, imprezami, bójkami, samotnością i smutkiem.
Niedaleko wynajmowanego przez niego mieszkania mieszka Zampano. Pewnego dnia okazuje się, że ten starszy pan nie żyje. Wiadomość ta wstrząsa Johny’m i Lude’m, którzy decydują się wejść do jego mieszkania. Po niedługiej chwili wynoszą stamtąd masę papierów, które zdaniem Lude’a mogą zaciekawić Johna. Zaintrygowany opowieściami przyjaciela, Wagabunda postanawia je przejrzeć i w ten sposób zrozumieć Zampano.
Dzienniki Zampano
Lektura notatek starszego pana okazuje się być wyjątkowo skomplikowana dla Johny’ego. Stopniowo, podczas lektury książki, dowiadujemy się jaki jest sam Wagabunda i jak odmienia go trudna lektura Zampanowych zapisków. Od momentu ich znalezienia „Dom z liści” staje się przytaczanymi w kawałkach zapiskami Zampano przeplatanymi obszernymi dygresjami Wagabundy, który w ten sposób radzi sobie ze zrozumieniem zarówno tego co napisał starszy pan, jak i samego siebie.
Notatki Zampano przedstawiają historię fotoreportera Willa Navidsona. Will ma wyjątkowo udane życie zawodowe (szereg sukcesów, nagród i wyróżnień). Przez wiele lat Will często wyruszał w fotograficzne wyprawy, czasem nawet na kilka miesięcy, w celu pozyskania zdjęć z zakątków z całego świata. W tym czasie w domu czekała na niego żona Karen z dwójką dzieci. W końcu Karen, po wielu miesiącach bezczynnej akceptacji zwyczajów Willa, postawiła warunek – nauczyć się wspólnie żyć, bez takich podróży. Will zgodził się i cała rodzina przeprowadziła się do nowego domu aby w ten sposób przypieczętować rozpoczęcie nowego życia.
Dom przy Ash Tree Lane
Dom przy Ash Tree Lane miał być szansą na odbudowanie relacji między Will’em a Karen. Okazało się, że jest… dziwny. Dom, a szczególnie jego część, która pojawiła się nie wiadomo kiedy i z jakiego powodu, zaczęła oddziaływać na mieszkańców domu w niepokojący sposób. Nie dało się tego wyjaśnić. No bo jak to tak, nagle pojawia się korytarz, którego nie było? Przecież to bez sensu! Z każdym dniem przybywa dziwnych zjawisk, które jednych fascynują (Will), a innych przerażają (Karen).
„[…] To, co upiorne i niebezpieczne, zawsze cechuje się ogromem, przytłacza nadmiarem lub wielkością. Dlatego to, co niesamowite, unheimlich, nie jest przytulne, opiekuńcze, pełne otuchy ani znajome. Jest natomiast obce, odsłonięte i niepokojące – te słowa zaś doskonale opisują dom przy Ash Tree Lane.”
„To miejsce jest tak całkowicie obce królestwu wyobraźni, nie mówiąc już o ludzkim oku, tak doskonale bezbożne, zachłanne i nietykalne, że z łatwością redukuje bombę atomową do rozmiarów fajerwerku wystrzelonego z okazji czwartego lipca, a obcych z Archiwum X i Po tamtej stronie do kukiełek z niedzielnego poranka”.
Tom i Will
W pewnym momencie książki, gdy Will rozważa wszelkie możliwe rozwiązania problemu korytarzy, pojawia się Tom, czyli jego brat. Aż niewyobrażalne, że bracia mogą się tak od siebie różnić! Pozwolę sobie posłużyć się dosyć długim (i tak skróconym) cytatem idealnie opisującego tą postać i samego Willa.
„Tom sam przyznaje, że w niczym nie przypomina brata – ani nie jest tak wściekle ambitny, ani nie odczuwa przymusu podejmowania ryzyka.” […] Will agresją zmuszał świat do podporządkowania się, Tom zaś pasywnie przyjmował wszystko, co świat był skłonny mu dać lub odebrać. Dlatego też Tom nie zdobywał nagród, nie stał się sławny, w żadnej pracy nie utrzymał się dłużej niż rok lub dwa, a w żadnym związku dłużej niż parę miesięcy, nie był w stanie osiąść nigdzie na dłużej niż kilka lat – w rezultacie nie miał własnego miejsca ani kierunku na Ziemi. Dryfował bezwładnie, poddając się codziennym presjom, i nigdy nie protestował, kiedy odbierano mu to, do czego miał pełne prawo.”
„[…] Kiedy dorośli: fotografia i pogoń za sławą stały się dla Willa sposobem na wypełnienie emocjonalnej pustki, Tom zaś zaczął wieść ciche, prywatne, raczej nijakie życie”.
Nie mogę wyjawić szczegółów książki, ale zdradzę, że Tom w pewnym momencie dokonuje czegoś wyjątkowo ważnego. Czegoś, na co Will nie był gotowy pomimo swojej niewątpliwej odwagi. Okazuje się, że Tom, pomimo swojej powolności i flegmatyczności, jest pod pewnym względem silniejszy niż jego kochający ryzyko brat Will.
Labirynt, wszędzie labirynt
Labirynt to jedno z ważniejszych słów tej książki. Przede wszystkim jest na okładce. Z kolei wewnątrz książki przewija się wszędzie, czasem w formie graficznej, a czasem w samym tekście. Czytelnik przedziera się przez kolejne wątki książki, które kluczą niczym labirynt. Labiryntem jest sam tytułowy dom, który, jak już wspomniałam, okazuje się kryć w sobie sieć tajemniczych korytarzy. W formie labiryntu zapisane są niektóre strony książki (co musiało być olbrzymim wyzwaniem dla redagujących i składających tą książkę). Tak przy okazji – pierwszy raz w życiu podczas czytania musiałam skorzystać z lusterka, żeby zrozumieć tekst!
Labiryntem okazuje się być również sam umysł. I to chyba jest najważniejszym przesłaniem tej książki. Zarówno umysł Zampano, który był ciężko chory, Johny’ego, którego trudne dzieciństwo zatruło umysł, skomplikowało życie i zapętliło go w labiryncie ułudy i złudzeń, jak i samego Willa, który zmagał się z traumą (nie wygadam się i nie zdradzę o co chodzi!), był skomplikowany.
A na koniec dodam, że sama książka wciąga niczym właśnie labirynt. 🙂
Poza tym
Na uwagę zwraca fotograficzna wrażliwość autora, który zestawia spokojne, wręcz sielankowe momenty, z budzącymi zgrozę opisami wnętrza tajemniczych korytarzy-tuneli i fragmentami życia Johny’ego i tym, co się z nim dzieje.
„[…] Karen i dzieciaki rozmazane w kadrze, gdy zbiegają po chodach; puentylizm tropów domowych zwierzaków na okrytym rosą trawniku; nawet sam dom, mieniący się, niedookreślony, spokojnie przycupnięty na rogu […]”
„[…] ryk, z początku słaby, lecz przybierający na sile, jakby skłębiona, przegrzana chmura zaczęła się w końcu osuwać ze szczytu jakiejś niewidzialnej i niemożliwie wysokiej góry; pędzi w dół z niewiarygodną prędkością, w mgnieniu oka zagarnia i spopiela wszystko i wszystkich na swojej drodze”.
Podsumowanie
„Domu z liści” nie da się jej podsumować jednym zdaniem. Książkę można przeczytać jako dwie, zupełnie różne na pierwszy rzut oka, historie: Johny’ego i Willa. Jednak można przejść jeszcze kilka kroków dalej i zastanowić się nad tym, czy te historie nie mają drugiego dna, takiego psychologicznego. Jakie zachodzą przemiany w psychice człowieka, gdy radzi sobie ze złymi emocjami i wyrzutami sumienia? Człowiek jest w psychicznej pułapce – ucieka od tego co powtarzalne i jednocześnie tęskni za tym co zna.
„Dom z liści” ukazuje też moc miłości w pokonywaniu wszelkich problemów. W ogóle uczucie jest tu istotne i pojawia się w wielu momentach książki.
„Szczęśliwie się złożyło
że rozbrzmiał twój śmiech
inaczej bym
zabłądził”.