Film „Into the Wild” czyli „Wszystko za życie” to przejmująca historia Chrisa, który postanowił porzucić całe swoje dotychczasowe poukładane życie i wybrać się na Alaskę.
Tym wpisem planuję na dobre rozkręcić część bloga poświęconą filmom! Było już nieśmiałe rozpoczęcie przez film „Godziny”. Teraz czas na filmy drogi!
Właśnie te filmy są mi szczególnie bliskie. Lubię razem z bohaterami przemierzać najróżniejsze drogi poszukując jednocześnie sensu życia i próbując zrozumieć siebie. W filmach drogi najwięcej dzieje się w umysłach bohaterów i chyba właśnie dlatego często się z nimi utożsamiam i dobrze ich rozumiem. Pokonując razem z nimi obraną przez nich drogę, układam sobie w głowie różne sprawy i odpoczywam psychicznie. A przecież właśnie o to chodzi w podróży.
Być wciąż w drodze – dla jednych to udręka, a dla innych marzenie. Wziąć plecak i tak po prostu ruszyć przed siebie. Wydaje się to takie proste! Ale czy faktycznie łatwo jest odrzucić wszelkie udogodnienia i ruszyć przed siebie? I czy to faktycznie jest ucieczka, czy raczej poszukiwania?
Spośród wszystkich filmów drogi, które miałam, jak dotąd, okazję obejrzeć, na pierwszy rzut wybrałam „Into the Wild”, czyli „Wszystko za życie”. Myślę, że jest on szczególnie mocny, wyrazisty i motywujący. Z tego co wiem, to „Wszystko za życie” wpłynął (i wciąż mocno wpływa) na wielu podróżników, którzy inspirując się ukazaną trasą przemierzają najróżniejsze miejsca na świecie. Jest to film, którego zdecydowanie nie da się zapomnieć!

Chris i jego „idealny” świat
Przedstawiona w filmie historia jest oparta na faktach. Główny bohater, Chris McCandless, jest oczkiem w głowie rodziców. Właśnie ukończył studia prawnicze, a przed nim roztacza się perspektywa świetlanej kariery.

Chris to młody i przystojny chłopak, przed którym cały świat stoi otworem. Na pierwszy rzut oka wydaje się mieć idealne życie. Przecież ma kochających rodziców, siostrę – przyjaciółkę i powiernika, nie ma problemów ze zdrowiem i nie doskwiera mu brak pieniędzy. Cóż chcieć więcej, powiedziałaby niejedna osoba. Parafrazując zdanie z filmu i książki „Diabeł ubiera się u Prady”, „to jest życie, za które miliony dałyby się zabić”.
Tylko nasuwa się pytanie, czy perspektywa niby poukładanego życia jest zgodna z planami Chrisa i czy faktycznie on tego chce. Co z tego, że miliony mogłyby chcieć tak żyć, skoro on sam tego nie chce?

Ucieczka na Alaskę
No właśnie! Chris decyduje się porzucić swoje dotychczasowe życie i wybrać się na wyprawę na Alaskę. Trochę autostopem, trochę na pieszo, bez jakichś szczególnych planów i bez pieniędzy. Po prostu z plecakiem z paroma drobiazgami i dobrym nastrojem.
Chris prawie całe swoje oszczędności przeznacza na cele charytatywne, nie interesuje go praca po wymarzonych przez rodziców studiach. Otrzymany od nich samochód pozostawia na poboczu, pieczętując w ten sposób swoją niechęć do dóbr materialnych.

Swój cel Chris chce osiągnąć sam, bez niczyjej pomocy i wsparcia. A ten cel jest bardzo oddalony od cywilizacji i wszystkiego, co go ogranicza.
Chłopak odrzuca wszelkie udogodnienia nowoczesnego świata. Telefon komórkowy i komputer przestają się dla niego liczyć. Jedynie raz na jakiś czas dzwoni do siostry z przydrożnych budek telefonicznych.
Ale w zasadzie dlaczego?
Chris wyrusza w tą podróż w celu odnalezienia sensu życia. Czuje, że łatwiej znajdzie go na odludziu i w drodze, a nie w zaplanowanej odgórnie przyszłości. Bo pięknie jest wtedy, gdy życie nie ogranicza.
Chłopak jest przeciwny temu, co dzieje się w cywilizowanym społeczeństwie. Życiu na pokaz, materializmowi, schematom, ograniczeniom, uśmiechom przy innych, a kłótniom w zaciszu mówi „nie”. Chrisa męczy rzeczywistość i szarość codzienności.
Ktoś może pomyśleć, że jest to egoistyczne, że już dałby spokój, że przecież wszystko ma, że o co mu chodzi. Ale tak naprawdę Chris po prostu podąża za swoim wewnętrznym głosem. To jest przecież jego własne życie. Nikt za niego go nie przeżyje. Chris stara się żyć w zgodzie ze sobą i udaje mu się.

Błogość chwili
Chłopak trafia po drodze na najróżniejsze osoby. Te spotkania utwierdzają go w przekonaniu, że na świecie jest masa rzeczy, których nie da się dostać za pieniądze.


Ukazane w filmie przepiękne krajobrazy i klimatyczna muzyka współgrają z odczuciem wolności przez Chrisa. Chłopak jest szczęśliwy, wreszcie czuje się wolny i nic go nie ogranicza. I co najważniejsze – Chris wtedy nawet przez chwilę nie wątpi w sens swojej podróży.

Po wielu dniach wędrówki Chris odnajduje zapomniany i częściowo zniszczony bus. Chłopak postanawia tam zamieszkać. Czuje się tam dobrze, jak u siebie. Podoba mu się, że jest panem własnego losu. Nie obawia się niczego.

Nie mogę zdradzić końca, jednak wyznam, że wkrótce okazuje się, że niestety nie wszystko jest takie proste, jak wydawało się na początku. Czy wszystko będzie zgodne z planem? Co zrobi Chris, gdy pojawią się pierwsze poważne trudności?
Podsumowanie
„Wszystko za życie” to genialny, klimatyczny, wyjątkowo piękny i wzruszający film. Widz bez problemu zaprzyjaźnia się z wyjątkowo sympatycznym Chrisem. Nawet jeśli nie podjąłby takiego wyzwania i nie zrobiłby tego co on, to i tak go szanuje i na swój sposób rozumie. Podziwia jego siłę, odwagę, determinację, upór i chęć wolności.
Film utwierdza w przekonaniu, że tylko żyjąc w zgodzie z samym sobą, można być naprawdę szczęśliwym. Ukazuje, że nawet człowiek, który ma z pozoru wszystko, może potrzebować czegoś zupełnie innego i nieoczywistego. No bo przecież, co to znaczy wszystko?! Czy samochód, dobre oceny i rodzina to wszystko?
„Wszystko za życie” pozostaje w pamięci na długo (jeśli nie na zawsze). Polecam go nie tylko osobom, które zastanawiają się nad sensem codzienności.




